czwartek, 8 maja 2014

czwartek zupełnie jak czwartek

- dystans między mną a linią 173 (wcześniejsza 144 jest, nie oszukujmy się, w tym tygodniu nieosiągalna) pokonuję stylem rozpaczliwym na oddechu nie-biegacza
- obiekty moich nieksięgowych myśli w pięknych koszulach zjawiają się w pracy gdzieś w okolicach okołoobiednich  (!)  jakże tęsknych(!!) westchnień żołądka,
- na bulwarach wydaję z siebie niecenzuralne uwagi, czytając pełne (z)grozy stulecie chirurgów, podczas gdy grupka zakonnic z gitarą robi za lokalną atrakcję fałszując z lekka "moja królowo"
- podczas parkowania przed gk spotykam moją ulubioną W., oczywiście niezapowiedzianie, co kończy się miłą czekoladowo-miętowo-pistacjowo-szarlotkową pogawędką. nowe smaki lodów zaskakują pozytywnie
- sama siebie irytuję niezdecydowaniem przy zakupach, po półgodzinnej przymiarce czterech sztuk marynarek nabyłam sztuk zero
- w naturze panuje równowaga: wsadzanie palców do garnka z gotującym się ryżem (-) vs ryż jest jak zwykle idealnie rozgotowany (+)
- na skrzyżowaniu ul. chopina i szymanowskiego jeże tuptają ekologicznie i przynoszą szczęscie