czwartek, 22 października 2015

nie przyszło mi do głowy, że tak bardzo może czegoś nie być. było nieistnienie i była pamięć o nim.

                                                                                          hanna krall, conradfestival
                                                                                          22.10.2015


wtorek, 15 września 2015

głupia

pusto jest w środku taką miałam nadzieję że ta pustka mnie chroni ukryje jest tak bezosobowa że nic się stać nie może nic się stawać nie będzie tak myślałam w to wierzyłam chciałam w to wierzyć trzymałam się tego bo gdzieś trzeba było zacząć gdzieś  skończyć przecież taka jest kolej rzeczy przez wszystkie wieczności świata a jestem cała ze szkła  załamywało się światło w tafli szklanej w duszy targanej radością rozczarowaniem i poparzonymi liśćmi kasztanowych drzew i mrokiem późnoletnich popołudni i duchotą dziwnych snów kartek zagubionych i znalezionych oswojonych melodii i szumów zapominania i wystarczył cień koszuli zarejestrowanej kątem oka ktoś stanął przypadkowo celowo zbyt blisko zbyt szepcząco i panika wyszła przez opuszki palców i spadła  wzruszona wraz z wodą prosto na szare płytki przecież tutaj mówi się inaczej dziwnie się mówi flizy słyszałam jak się rozbija jak uderza o posadzkę i od tego uderzenia głuchnie ona się wydostała ze szklanki wydostała się a oddech utknął gdzieś pomiędzy i nawet nie wiem gdzie to pomiędzy jest  uwolni się chyba sam tak jak ona sama się uwolniła tafla szkła runęła trzepotało w soczystych odłamkach serce a słońce wpadało jasno przez okno i ociepliło szept i zmusiło litościwie powieki do odgrodzenia się od tego co tak dobrze znane co było moje takie banalne i piękne bo ja byłam kiedyś banalna i piękna i dla Ciebie dla siebie chciałam taka właśnie być i nie udało się nic z rzeczy które miały być już tylko dobre

niedziela, 23 sierpnia 2015

morze koloru roztopionej stali

szumi chłodno w zakamarkach duszy. wymywa piasek spod stóp, pewność z serca, spoój z myśli. szarpie brzeg i wspomnienia. za każdym razem zabiera sobie cząsteczkę mnie, ciekawe kiedy rozpłynę się wnim cała, tak totalnie, do ostatniej wątpliowści. przywiązuję się do miejsc i ludzi, boję się przywiązywać do miejsc i ludzi. wszystko się zmienia, a obok nie ma znowu nikogo, kto rozumie monologi pozbawione słów. samotność zabolała dziś wyjątkowo mocno. będę tęskinić, już tęsknię. bez Ciebie to miasto nie ma sensu, zupełnie nie ma sensu.

czwartek, 2 lipca 2015

i close my eyes and i picture us together 
i hope you know 
that i'll be waiting here for you my love 
on this new york city coast

zapętlona... rozmarzona... fantazjująca... seksowna...

i hope you know
i hope you know
i hope you know

  

wtorek, 19 maja 2015

Dziewczyny z Syberii, A. Herbich


Ostatnio często słyszę, że jestem silna.  Konsternacja sznuruje mi usta, chyba nawet nie wiem co odpowiedzieć.  Nie czuję jej. Nie widzę. Bo znam kogoś, kto jest. Leżę na trawie, połowa maja, obłędnie pachną bzy. W głowie echem odbija się wykute w podstawówce zdanie: „In Sibirien kann es extrem kalt sein.” Google namierza szybko Workutę i Kołymę. Zdjęcia tajgi, stepu, mapa Związku Sowieckiego upstrzona gęsto gułagami.  Bardzo gęsto. Moja wyobraźnia geograficzna wie już, gdzie umiejscowić Krasnojarski Kraj, a gdzie Buriację. Nie mam żadnych planów  i nie potrafię wyobrazić sobie, że  żyję w świecie, gdzie każdy mój krok i decyzja podlegają kontroli. Gdzie przypadek decyduje o wolności. Głowa pełna pomysłów, wyolbrzymionych problemów, naiwnych marzeń  oraz śmiesznych lęków. Moich, ale pewnie ich też.  W tym jeszcze aspekcie tak bardzo się nie różnimy. Z podziwem patrzę na fotografie pięknych młodych kobiet, z czułością gładzę zdjęcia pięknych babć. Każda mogłaby być moją. Każda z nich jest pomnikiem zwycięstwa, choć żadna o sobie tak nie powie. Opowiedzą za to o milionach zagłodzonych i skatowanych. Opowiedzą o niemowlętach porzucanych w śniegu i kromkach robaczywego chleba, dziwnie chrzęszczącego między zębami. O majestacie gór Uralu widzianych z okratowanego okienka bydlęcych wagonów. O owrzodzonych od szkorbutu ustach i o upajającym zapachu kwitnącego stepu. O estońskiej pianistce, której wagon zmiażdżył rękę i o trzytygodniowej ucieczce przez tajgę. O poranku, który budzi zakochaną kobietę w ramionach martwego mężczyzny. Tego, który miał być na całe życie. O smrodzie świątecznej zepsutej ryby i ukradzionym nocniku, w którym gotowano kartofle.  O braciach i ojcach zamordowanych w katyńskim lesie i o ukochanym, który czekał mimo dwudziestopięcioletniego wyroku. Betonowych bunkrach, palcach nastolatek łamanych drzwiami i cynizmie socjalistycznego raju chłopów i robotników. Ośmiomiesięcznych zimach oraz modlitwach o śmierć w lecie, bo tylko w lecie da się wykopać grób. Przerażeniu, determinacji, walce i przetrwaniu. O nadziei, smutnych powrotach i tułaczce. O osobistym triumfie, jakim był upadek ZSRR i o polskości, która przetrwała w czasie, kiedy runął świat.

W chaosie miliona mało ważnych spraw chyba wreszcie powinniśmy wyciągnąć słuchawki z uszu i nosy z telefonów. Pokolenie egoistów jest ostatnim, które ma szansę wysłuchać historii a nie tylko o niej przeczytać. Przerażającej i pięknej historii człowieczeństwa.


„Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”. Oby w taki sposób nas nie sprawdzono nigdy.

środa, 15 kwietnia 2015

(...)

"Tęsknota słowo zużyte
otwarło mi swoją dal
jak różne są rzeczy ukryte
w króciutkim wyrazie: żal."

wtorek, 10 marca 2015

echo

na wiosnę, snującą się kokieteryjnie między obłokami a smogiem, chciałabym się zakochać. tak niemądrze i z wzajemnością. bezgranicznie znowu i bezanalitycznie. uśmiechać się nad szarością nierównych chodników i drżeć w cieniutkim płaszczu głupiutkich tęsknot. wzruszać się zwykłymi gestami i nie spać ze szczęścia. czytać po trzy razy wiadomości pełne wielokropków i roztapiać się w cieple czułych dłoni. myśleć o rzeczach tylko pięknych i przyklejać nos do świeżo umytej szyby.

"idź, kochaj i niech ci nie pomoże żadna na ziemi rzecz." w. blake

poniedziałek, 26 stycznia 2015

phalaenopsis

pamiętam, jak się pojawił. trochę przerażająco, trochę wzruszająco. a potem, kilkaset strasznych uderzeń serca potem, dreptałam przez przejście z toną bagażu na ramionach, trzymając go kurczowo lewą ręką. myśl, żeby rzucić nim o pasy pomknęła morderczo po synapsach, rozpraszając się w żalu. ale palce zacisnęły się obronnie. pamięć ciała, tęsknota ciała. weszliśmy oboje do nowej rzeczywistości, on i ja. tacy bezbronni w całej tej zmianie, tacy przerażeni. Mama powiedziała, że kwitnie tak długo, bo miłość trwa nawet po tym, jak się skończyła. właśnie tak - długo. teraz ma nowych szesnaście pąków, dwa obumarły zanim zdążyły zakwitnąć. między komorą a przedsionkiem utknęło kilka pytań, bojąc się ciszy jaka nadejdzie, gdy zostaną wypowiedziane.