niedziela, 20 marca 2016

nie-portret

M. poznaje się po śmiechu. charakterystycznym, radosnym, donośnym. a potem po oczach. pięknych zielonych oczach. a potem okazuje się, że wszystko chwyta w lot, najbardziej lubi fizykę i ma fantastyczne poczucie humoru. jest inżynierem i uwielbia książki o geologii. uczy się mówić głośno o tym, że coś jest bardzo-nie-w-porządku i jedzie ze mną do lekarza, bo sama ledwo trzymam się na nogach. widzę, jak się miota i widzę, jak bardzo jest niepewna, tego co czuje, tego co powinna czuć. pamiętam siebie taką, siebie dawną z paskudnie martwego czasu, skupioną tylko na przerażeniu. na  samotności, odbiciach dawnych żalów, ciągle tych samych, i powtarzających się do szaleństwa tęsknot.
czasem nas samych jest tak dużo, za dużo, by zmieścić się w jakiejkolwiek relacji.
mówię jej, że to minie, ale jeszcze mi nie wierzy. prawidłowa reakcja. współczuję jej wszystkich ataków wściekłości, smutku i paniki. poradzi sobie, wiem to. a potem, w dniu, którego nie ma jeszcze  w kalendarzu, odkryje zaskoczona, że "lepiej" już trwa. ciągle małe "lepiej" już się zaczęło, i ,ledwo zauważalnie wkrada się do spojrzenia i uśmiechu.