wtorek, 15 września 2015

głupia

pusto jest w środku taką miałam nadzieję że ta pustka mnie chroni ukryje jest tak bezosobowa że nic się stać nie może nic się stawać nie będzie tak myślałam w to wierzyłam chciałam w to wierzyć trzymałam się tego bo gdzieś trzeba było zacząć gdzieś  skończyć przecież taka jest kolej rzeczy przez wszystkie wieczności świata a jestem cała ze szkła  załamywało się światło w tafli szklanej w duszy targanej radością rozczarowaniem i poparzonymi liśćmi kasztanowych drzew i mrokiem późnoletnich popołudni i duchotą dziwnych snów kartek zagubionych i znalezionych oswojonych melodii i szumów zapominania i wystarczył cień koszuli zarejestrowanej kątem oka ktoś stanął przypadkowo celowo zbyt blisko zbyt szepcząco i panika wyszła przez opuszki palców i spadła  wzruszona wraz z wodą prosto na szare płytki przecież tutaj mówi się inaczej dziwnie się mówi flizy słyszałam jak się rozbija jak uderza o posadzkę i od tego uderzenia głuchnie ona się wydostała ze szklanki wydostała się a oddech utknął gdzieś pomiędzy i nawet nie wiem gdzie to pomiędzy jest  uwolni się chyba sam tak jak ona sama się uwolniła tafla szkła runęła trzepotało w soczystych odłamkach serce a słońce wpadało jasno przez okno i ociepliło szept i zmusiło litościwie powieki do odgrodzenia się od tego co tak dobrze znane co było moje takie banalne i piękne bo ja byłam kiedyś banalna i piękna i dla Ciebie dla siebie chciałam taka właśnie być i nie udało się nic z rzeczy które miały być już tylko dobre