poniedziałek, 26 stycznia 2015

phalaenopsis

pamiętam, jak się pojawił. trochę przerażająco, trochę wzruszająco. a potem, kilkaset strasznych uderzeń serca potem, dreptałam przez przejście z toną bagażu na ramionach, trzymając go kurczowo lewą ręką. myśl, żeby rzucić nim o pasy pomknęła morderczo po synapsach, rozpraszając się w żalu. ale palce zacisnęły się obronnie. pamięć ciała, tęsknota ciała. weszliśmy oboje do nowej rzeczywistości, on i ja. tacy bezbronni w całej tej zmianie, tacy przerażeni. Mama powiedziała, że kwitnie tak długo, bo miłość trwa nawet po tym, jak się skończyła. właśnie tak - długo. teraz ma nowych szesnaście pąków, dwa obumarły zanim zdążyły zakwitnąć. między komorą a przedsionkiem utknęło kilka pytań, bojąc się ciszy jaka nadejdzie, gdy zostaną wypowiedziane.