z miliona rzeczy, które irytują niesamowicie, parę jakoś tak ostatnio rzuca mi się na oczy. dosyć natarczywie się rzuca. pewnie spowodują augenkrebs, czuję to.
w czerwcu podjęłam decyzję - przemyślaną, słuszną, na razie obowiązującą. dlaczego więc uważasz za stosowne poddawać ją w wątpliwość niemalże nieustanie i wciąż. ciekawe. bardzo ciekawe. czy to, że czasem zachowuję się niepoważnie znaczy, że niepoważnie myślę?
mam być silna/ dzielna/ ogarnąć się/ przestać myśleć/ może się zastanowić/ jakoś to rozwiązać, bo przecież tak być nie może/ wybaczyć/ zapomnieć. w razie potrzeby nie skreślać. najlepiej dodać coś jeszcze, żebym na pewno zdała sobie sprawę z sytuacji. diabeł tkwi w szczególe, że właśnie po części taka jestem, po części niedługo będę. a jeśli przez chwilę zechcę być wredną suką? małpą? jędzą? to co? foch? milion "ależ..."? obraza majestatu? koniec świata?
ostatnio znowu zaczęłam się czerwienić. z byle głupoty. no brawo. czuję się jak nastolatka. pełnia psychicznego szczęścia, nie ma co. poczucie pewności siebie w skali od 1 do 10 od oscyluje gdzieś w okolicy wartości polarnych. wrrrr.
mój wewnętrzny padalec (w ramach oswojenia nazwijmy go mieczysław) potrzebuje urosnąć!!!!! karmię go całą swoją podłością wewnętrzną. a niech mu wyjdzie na zdrowie. ta da!
no już już już :)
dziękuję za uwagę.
Brzmi banalnie, ale czas leczy rany...:*
OdpowiedzUsuń